24 Maja - Cud eucharystyczny w Ponferradzie w Hiszpanii
W 1556 roku dokonał się cud eucharystyczny w Ponferradzie w Hiszpanii. Miejscowość ta leżała na szlaku do Santiago de Compostella. Wydarzenie cudu zostało opisane przez naocznych świadków.
Bohaterem jest pewien mężczyzna o imieniu Jan. Mieszkał on z żoną na peryferiach miasta. Był treserem psów, człowiekiem powszechnie szanowanym i bardzo pobożnym. Wieczorem zawsze udawał się do kościoła i długo w nim przebywał. Zakrystianin z przyzwyczajenia zostawiał mu klucze, a sam spokojnie wracał do domu. Po zakończonych modlitwach Jan zamykał kościół. W świetle późniejszych wydarzeń, ogromna pobożność Jana okazała się złudna. Pewnego wieczoru Jan, korzystając z sytuacji, że został w kościele sam, postanowił ukraść święte naczynia. Tabernakulum stanowiła mała drewniana skrzyneczka, ale cyborium, w którym znajdowały się konsekrowane Hostie, było cenne i mogło przynieść spory zysk. Jan wziął tabernakulum, oddał klucze zakrystianinowi i poszedł w kierunku rzeki, aby pozbyć się drewnianej skrzynki i konsekrowanych Hostii. Chciał zostawić sobie tylko cyborium. W wodach rzecznych nikt by nie znalazł tych przedmiotów. Taki był plan świętokradcy.
Gdy zbliżał się do rzeki, zaczęły się dziać niesamowite rzeczy. Drewniana skrzyneczka zrobiła się nagle bardzo ciężka. Skrzynka przykleiła się do ciała złodzieja. Jan wielokrotnie starł się wrzucić ją do rzeki, ale bezskutecznie. Przestraszony zdecydował, że pójdzie do domu. Jak tylko przekroczył drzwi domu, tabernakulum nagle stało się bardzo lekkie, odkleiło się od jego ciała i upadło na ziemię. Jan ukrył skrzyneczkę, aby żona jej nie widziała. W nocy jednak dom rozświetlił się niezwykłą jasnością bijącą z miejsca, gdzie było ukryte tabernakulum. Żona zażądała wyjaśnień. Jednak Jan wstał, wziął skrzynkę i wyszedł z domu. Szedł w kierunku rzeki. Obawiając się powtórki dziwnego zjawiska pomyślał, że pozbędzie się skrzynki i Hostii zanim staną się ponownie ciężkie.
Wyrzucił je w gęstwinę jeżyn. Następnego dnia proboszcz odkrył kradzież. Całe miasto zostało o tym poinformowane. Wszystkich zmroziła ta wiadomość. Nikt nawet nie podejrzewał, że złodziejem mógł być Jan. Jak opowiadało wielu świadków podczas późniejszego procesu, Jan zmienił się, stał się milczący, nerwowy i usilnie szukał pretekstu, żeby opuścić miasto. Miejsce, gdzie wyrzucił Hostie, było położone na odludziu. Najczęściej odwiedzały je matki z dziećmi. Właśnie dzieci zauważyły, że wśród krzewów zaczęło dziać się coś dziwnego. Pojawiły się piękne ptaki, podobne do białych gołębi, których wcześniej tam nie było. Nawet, gdy dzieci rzucały w nie kamieniami, wracały do jeżyn. W nocy zaś pojawiło się tajemnicze światło, które było widoczne również z daleka. Dodatkowo niektórzy słyszeli cudowne śpiewy.
Hostie odkryli kusznicy, którzy postanowili zapolować na rzadkie ptaki. I teraz zaczęły dziać się tajemnicze rzeczy: pękały łuki, rwały się cięciwy, żadna strzała nie poleciała w kierunku ptaków. Jeden z kuszników postanowił podejść bliżej jeżyn, by sprawdzić, co się dzieje. Zauważył drewnianą skrzyneczkę: była otwarta, a w niej widoczne Hostie. Co więcej, biła z niej światłość. Mężczyzna szybko domyślił się, że znalazł Najświętszy Sakrament, którego poszukiwało całe miasto. Pobiegł w kierunku domów i wszedł na dzwonnicę kościoła pw. św. Piotra, by biciem dzwonów powiadomić mieszkańców, że stało się coś ważnego. Procesyjnie odniesiono Hostie do kościoła, a złodziej przyznał się do winy.